Kaj mene gratis!

To będzie krótki post. Pościk. Prawie jak scena teatralna.

W rolach głównych Ja (Agata) i Barbara.

15175380_10210825863383952_441073597_n

Role poboczne: Panowie taksówkarze.

Miejsce zdarzenia: Bit Pazar (inaczej znany jako miejsce naszej wiecznej sławy).

Dzień dzisiejszy. Popołudnie. Wracamy z Barbarą z pracy, zaopatrzone w siatki z warzywami z Bit Pazaru, bo udajemy, że się zdrowo odżywiamy (parę godzin później i tak zamówimy pizzę i zjemy ją w łóżkach oglądając seriale). Zatrzymujemy się przed bazarem żeby wybrać taksówkę, która zabierze nas do domu. I wtedy się zaczyna. (Wszystko wypowiadane z wielkim entuzjazmem).

Taksówkarz nr 1: „Ajde kaj mene!” („Dawajcie do mnie!”)

Taksówkarz nr 2: „Ne ne, devojki kaj mene!” („Nie nie, dziewczyny do mnie!”)

Taksówkarz nr 3: „Kaj mene imate popust!” („U mnie macie zniżkę!”)

Taksówkarz nr 4: „Kaj mene gratis!” („U mnie macie gratis!”)

Dziękujemy, mamy zwycięzcę.

Polska sława trwa. Ciąg dalszy, rozszerzamy ją na konduktorów. Zajedziemy dalej.

Królowe Bit Pazaru :)

Sława. Popularność. Fani i wielbiciele. Obrońcy. Pomocnicy. Wybawcy z opresji. Tak wygląda nasze życie w Skopje. Naprawdę.

Stara čaršija to nasz drugi dom. Tutaj mieści się biuro organizacji, w której pracujemy, ale nawet gdyby mieściło się ono w zupełnie innej części miasta, to i tak byłybyśmy tutaj każdego dnia. To nasza ulubiona dzielnica macedońskiej stolicy. Stara część miasta, autentyczna, pamiętająca jeszcze czasy panowania Imperium Osmańskiego. Uliczki pełne baklavy (Agata dostaje drgawek jak jej nie przyjmie raz dziennie), kebapi, orientalnych dywanów, meczetów, warsztatów rzemieślniczych, knajpek, piekarń, pijalni herbaty i tureckiej kawy. Przestrzeń starej čaršiji rozpościera się pomiędzy Kamiennym Mostem a Bit Pazarem. Pomiędzy Kamiennym Mostem a Bit Pazarem jesteśmy celebrytkami.

Sława i popularność przyszła nam bardzo łatwo. Ja, Barbara, spędziłam w Skopje łącznie prawie dwa lata. Rozpostarłam nam ścieżki, odnalazłam najlepsze miejsca ze słodyczami, jedzeniem, herbatą i kawą. I ciągle do nich wracałam i wracamy nadal. Codzienne te same uliczki, ciągle ta sama trasa. Nasz powalający urok osobisty sprawia, że nie można o nas zapomnieć. Mamy trochę bliższych znajomych, oczywiście tych, którzy nas karmią i poją, ale ich konkurencja też nas codziennie pozdrawia. Idąc do pracy musimy się pozdrowić z przynajmniej 20 osobami.Z resztą nigdy nie nawiązywałyśmy bliższych relacji, ale wiedzą, że z Polski, pytają jak minął dzień i dlaczego jemy baklavę tam a nie u niego. Ja mam lepszą, moja żona sama robiła.

Baklava i trileqe – najlepszy zestaw 🙂

1618672_10209132667222095_4310855917767127224_n

My z Burhanem 🙂

Znamy złotników, zegarmistrza, krawca, pracowników knajp, taksówkarzy. A jeśli my ich nie znamy, to oni nas na pewno tak. Mówią dzień dobry, ślą uśmiechy, często jemy za darmo albo ze zniżką.Czasami wsiadam do taksówki i słyszę tylko “ooooo Barbara! Doma?”, czyli czy do domu. Nawet nie muszę podawać adresu. Ostatnio taksówkarz powiedział mi, że wiózł mnie dwa lata temu, pamietał nawet dokąd (podał adres, pod którym mieszkałam tu poprzednim razem).

14961412_10211346029234762_498337390_n

Agata u pana zegarmistrza 🙂 Też był w Polsce

Tutejsze butiki 🙂

Jak nie pojawiamy się dwa dni, bo np. spędzamy szałowy weekend w łóżku z serialami, to pytają się gdzie byłyśmy. Ale najgorzej jest z lojalnością. Jak jesz gdzieś dwa lata i nagle usiądziesz knajpę obok to czujesz na sobie wzrok – wyrzut, zazdrość, zdziwienie? Czujesz się jakbyś kogoś zdradziła. Za to knajpa, którą zaszczycamy swoja obecnością jest wniebowzięta i równie zdziwiona. Podaje kranówkę w eleganckich szklankach na nóżkach, z cytryna i lodem. Kroją chleb i układają w finezyjne kształty wokół plaskavicy. Dają dwa taratory w gratisie. A za mięso kasują połowę. Robią wszystko żebyśmy zostały.

p1020011

Jedzonkooooo :)))

To nasz dom. Czujemy się tu bezpiecznie. Przeważająca część naszych znajomych to Albańczycy. Jak przyjechałam do Skopje po raz pierwszy to usłyszałam (od Macedończyków), że ta część miasta jest bardzo niebezpieczna. I że nie mam się nigdy zapuszczać na Bit Pazar, bo tam kradną, gwałcą i zabijają. A więc chodzimy tam kilka razy w tygodniu.

dscf5662

Bit Pazar to takie ogromne targowisko. Dosłownie ze wszystkim. Owoce, warzywa, pościele, buty, ubrania, okulary chanel za 1 euro, zegarki, perfumy, deski do krojenia, garnki, przedłużacze, piloty. Wszystko, czego dusza zapragnie. Ale zapomnij, że kupisz sobie jednego pora albo dwa jabłka na drugie śniadanie. Tego przecież nawet nie opłaca się ważyć więc dostajesz je za darmo. Przynajmniej my. Jeden pan zaczął do nas krzyczeć coś po polsku, chciałyśmy zignorować jak zazwyczaj, ale powiedział, że po naszych buziach poznał żeśmy z Polski. Bo był w Kielcach w 1988. I pamięta polskie dziewczyny. I nasze imiona też, bo wołał do nas z daleka jak mijaliśmy się dwa tygodnie później w innej części čaršiji. Wszyscy są bardzo pomocni. Jak nie wiesz jak coś się nazywa po macedońsku albo albańsku to po prostu to pokazujesz i oni cię zaprowadzają w odpowiednie miejsce. Czasami jednak powątpiewam w moją znajomość macedońskiego. Szukałyśmy korka do wanny. Tłumaczymy na około o co nam chodzi i pan oznajmił, że to ma. Przyniósł nam toster. Kąpieli nie było.

Jako gwiazdy Bit Pazaru robimy sobie także zdjęcia z fanami. Albo raczej Agata. A bardziej szczegółowo bardzo zaskoczona Agata, która prawdopodobnie już jest gdzieś na tablicy facebookowej pewnej macedońskiej Pani (zostało to oznajmione, że tam zawiśnie fotka), która to z wielkim entuzjazmem zapozowała do zdjęcia z moją Agatką, bo syn tak bardzo lubi dredy.

Nikt nas nie zgwałcił, nie okradł ani nie zabił. To nasze królestwo 🙂