Gdy piekło staje się rzeczywistością

Lipiec w Europie: Lato. Morze. Plaża. Słońce. Opalenizna.

Lipiec w Macedonii: Pot. Łzy. Pot. Poparzenia. Pot. Piekło. I pot.

Nikt nie mówił, że będzie lekko. Same też dobrze o tym wiedziałyśmy. Ale za każdym razem mówiłyśmy sobie “Nie będzie tak źle. My nie przetrwamy?” Odpowiedź na to pytanie nadeszła pod koniec czerwca: “Nie, naiwne idiotki, nie przetrwacie”.

Zaczęło się spokojnie, 25 stopni, 28 stopni… nasze podniecenie ciepełkiem wzrastało i absolutnie nie zauważyłyśmy kiedy zaczęłyśmy wyglądać o tak:

19893859_10213074713963811_1334875457_o

Na pewno znacie ten moment kiedy po wyjściu spod prysznica zastanawiacie się czy źle się wytarliście czy to już pot. W naszym przypadku to zawsze jest pot. ZAWSZE.

Bardzo szybko dotarło do nas, że nie ma sensu nakładać makijażu. Piękne z natury (każdy niemiły komentarz zostanie przez nas usunięty więc darujcie sobie) przystałyśmy na myśl że przynajmniej ładnie opalimy ryjki. No cóż, z opalenizną też nam nie wyszło. Barbara jest idealnym przykładem jak się NIE opalać.  Zauważmy jednak opalone miejsce, w którym była biżuteria. Dama w każdym calu.

20068226_10213877902330007_1311074345_n

Użycie kremu z ochroną 50 i stanie w cieniu nie pomogło.

Każdego dnia żyłyśmy z nieprzyjemnym uczuciem, że skopijska pogoda jeszcze nie pokazała nam na co ją stać. Barbara nie czekając na najgorsze zakupiła na “plastikowej ulicy”, nazywaną również macedońską IKEĄ, ten oto wiatrak.

1499857336852419903772

Niczego nieświadome korzystałyśmy z dobrodziejstw jakie nam umożliwiono, aby choć trochę się schłodzić.

 

20049052_10213877902130002_1328150961_o

Pomimo dostępu do wody w domu dalej wyglądałyśmy tak:

19911849_10213074598840933_1990260922_o

Ja (Agata) starająca się przetrwać.

Kolejne dni pokazywały 30 stopni, 35. Pierwsze łzy pojawiły się wraz z tym:

20068082_10213074970170216_210198894_n

Nastąpił jednak ten cudowny dzień kiedy właściciel naszego mieszkania przypomniał sobie, że przecież mamy w domu klimatyzację! Cóż za radość! Okazało się, że zepsute “coś” na balkonie, które Barbara mylnie wzięła za piekarnik jest w rzeczywistości klimatyzacją. Dalej nazywamy naszą klime piekarnikiem, ale już się z niej nie śmiejemy. Stojąca w otwartym oknie, wsparta na deskach (o zgrozo tylko czekamy aż spadnie na dół z czwartego piętra) uratowała nam życie. Dosłownie. Tak bardzo ją lubimy, że przeniosłyśmy nasze materace z łóżek i razem śpimy w salonie. Szkoła przetrwania trwa.

19531710_10212902915228950_1021885365_o

Klimatyzacja “wybawicielka” aka piekarnik

19897606_10213074598440923_1435395061_o

Barbara z nowo poznaną koleżanką szybko przekroczyła granice intymności

20049158_10213877904010049_901314089_o

Nowe sypialnie w salonie

Życie z klimatyzacją nas rozpieściło. Znów uśmiech zawitał na naszych opalonych twarzach i kolejny raz nie zauważyłyśmy, że apokalipsa się zbliża. Wielkimi krokami doszło. Nasze małe piekiełko w centrum pięknej Macedonii. A wygląda ono tak:

20050452_10213074787685654_492910795_o

Nie poddajemy się, walczymy. Wiemy, że to jeszcze nie koniec. Zdajemy sobie sprawę, że Skopje z nami nie skończyło.

Na zakończenie tego jakże niezbyt przyjemnego posta (ja, Agata, spociłam się pisząc) pocieszcie się zdjęciem naszego wspołlokatora Petera. On także nie wie jak się opalać.

20030657_10213074599640953_78132957_n

 

Leave a comment